Do otwartej restauracji wkroczył sanepid. Ludzie ruszyli na pomoc właścicielce
Prowadząca restaurację Bogusława Prosół od kilku dni zapraszała chętnych na sobotnie wydarzenie związane z obostrzeniami dotykającymi gastronomów w związku z pandemią. Wydarzenie w ramach ogólnopolskiej akcji #otwieraMY było zapowiadane jako impreza plenerowa; w sobotę przed lokalem stanął "stolik wolności" z kawą, herbatą i ciastkami.
Przed restauracją zawieszone zostały banery i transparenty o treściach antyszczepionkowych, z napisami "Nowy Tomyśl się budzi", czy "stop zakazom". Pojawili się też przedstawiciele sanepidu w asyście policji.
"Ludzie ruszyli do środka"
Właścicielka obiektu powiedziała PAP, że nie zgodziła się na przeprowadzenie kontroli sanepidu, za to na widok policji i przedstawicieli PSSE do lokalu ruszyły osoby zgromadzone na zewnątrz.
– Miał być stolik wolności na zewnątrz, miało być spokojnie, miał być reżim sanitarny. Kiedy pojawił się sanepid, ludzie ruszyli do środka, żeby mi pomóc – to nie było do opanowania – stała się wolność u mnie w lokalu. Teraz jest już spokojnie, ludzie siedzą przy stolikach, składają zamówienia, zachowują odległości – jest normalnie – powiedziała PAP Bogusława Prosół.
Pytana o to, czy boi się konsekwencji sobotnich wydarzeń, Prosół przyznała, że jest "w desperacji", zaś przedłużające się obostrzenia dotykające gastronomów są rujnujące finansowo.
Właścicielka: Pozamykali nas bezprawnie
– Nie ma żadnej klęski żywiołowej, nie ma stanu nadzwyczajnego, pozamykali nas bezprawnie. Nie dostałam od rządu nic na piśmie – nie dostałam też żadnej pomocy, żadna tarcza mnie nie objęła. Na co jeszcze miałam czekać? – dodała.
Prosół przyznała, że nie ma wątpliwości, że niebawem ruszą kolejne lokale prowadzone przez osoby w podobnie złej, co ona sytuacji. Zapowiedziała, że jej restauracja będzie otwarta także w kolejnych dniach.
Przedstawiciel sanepidu powiedział w sobotę serwisowi naszemiasto.pl, że PSSE sprawą zajmie się po niedzieli.